Znamy już taką lingwistycznie znaczącą kartkę w kalendarzu jak Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego, zadekretowany przez UNESCO w 1999 roku, a obchodzony 21 lutego.
Czy wiecie jednak, że 4 marca przypada Narodowy Dzień Gramatyki?
Święto to zostało zdefiniowane i upowszechnione w 2008 roku oraz zyskuje coraz większą popularność w wielu krajach, a w motywacji obchodów pojawia się przekaz: „w dzisiejszych czasach, gdy komunikacja odbywa się w dużej mierze za pośrednictwem internetu i mediów społecznościowych, poprawna gramatyka jest szczególnie ważna; Dzień Gramatyki przypomina nam, że poprawna forma językowa jest ważna nie tylko dla efektywnego przekazu informacji, ale również dla budowania pozytywnych relacji międzyludzkich i szacunku dla piękna języka jako narzędzia porozumiewania się”.
Encyklopedyczne objaśnienie terminu gramatyka (dawniej pisane „grammatyka”) wskazuje, że są dwa obszary znaczeń pojęcia – sam mechanizm językowy (zbiór środków formalnych), który pozwala mówiącym posługiwać się językiem i nauka o tym mechanizmie, tradycyjnie skupiona na: fonetyce, słowotwórstwie, fleksji i składni.Współczesna gramatyka jest zakorzeniona w dziejach języka, w pokładach mechanizmów gramatycznych mowy.
Zacznijmy zatem od przysłowia, wszak porzekadła są mądrością narodów i mają wielowiekowe trwanie. Przesłania porzekadeł wędrują przez czas, przestrzeń, ukazując i mentalność zbiorowości, i dzieje języka, w którym odzwierciedla się doświadczenie kulturowe społeczeństwa.
Oto polska sentencja: „mądrej głowie dość dwie słowie” Zauważyliście – „dwie słowie”? Prosimy nie poprawiać na „dwa słowa”! To nie pomyłka gramatyczna, bo rym: „głowie” – „słowie” utrwalił i przechował relikt języka ojczystego. Widzimy oznakę dawności sformułowania, bo powstało przed wiekami, kiedy to w polszczyźnie funkcjonowały aż trzy liczby gramatyczne, czyli obok form używanych także obecnie – pojedynczej i mnogiej – istniała dualna, stosowana przy odmianie wyrazów, określających zjawiska, które występują naturalnie lub okazjonalnie w liczbie dwa. Taka liczba podwójna miała odrębny zespół końcówek fleksyjnych w deklinacjii.
Skądinąd jest to ciekawa subtelność lingwistyczno-arytmetyczna u naszych przodków, dwa to więcej niż jeden, lecz za mało jeszcze na mnogość… Ślad podobnej siatki pojęciowej można dostrzec w wyrazie „kilka”, który nie wchłania czegoś razy dwa, tylko określa zjawiska policzalne z przedziału: od 3 do 9.
Jednak już na przełomie XIV/XV w. widać ustępowanie liczby podwójnej w polszczyźnie. Ekspansywna stała się tutaj forma liczby mnogiej, a zadziałała ekonomia zjawisk mowy – w procesie historycznej ewolucji języka zazwyczaj coś ubywa lub upraszcza się, z drugiej strony coś przybywa lub komplikuje się. W połowie XVI wieku świadomość odrębności liczby podwójnej wyraźnie zanikała, choć renesansowy poeta Jan Kochanowski używał jej jeszcze dość regularnie. Natomiast w barokowym XVII stuleciu liczba podwójna występowała już tylko sporadycznie.
Z procesów historycznojęzykowych pozostały ślady o charakterze osobliwości gramatycznych, bo przecież mamy wybór pomiędzy poprawnymi formami, alternatywnie używając, np. w narzędniku liczby mnogiej „rękami” lub „rękoma” (relikt liczby podwójnej), zaś w miejscowniku liczby pojedynczej: „ręce” lub „ręku” (też relikt deklinacji w liczbie dualnej).
O polszczyźnie można mówić nieskończenie… (parafraza słów z wiersza Juliana Tuwima „Zieleń”, który to poemat, napisany u początków Polski Odrodzonej jest hołdem dla języka i wyznaniem miłości polszczyźnie przez „słowowiercę”– jak sam się określił poeta; zachęcam do sięgnięcia po wcześniejszy artykuł, publikowany na staszicowskiej stronie, m.in.: https://www.staszic.edu.pl/dzien-jezyka-ojczystego-codziennie-wciaz-i-zawsze/).
Przede wszystkim – polszczyzna brzmi i to jak brzmi!
Warto, aby piękna akustyka języka ojczystego nie została zamazana bylejakością wymowy (oczywiście, nie idzie tutaj o osobnicze przypadłości zdrowotne, wymagające pomocy medycyny). Należy się postarać, żeby w mówieniu pojawiły się: wyraźna artykulacja wyrazów i właściwa, zróżnicowana intonacja zdań oraz poprawne akcentowanie.W mówieniu wszystko zaczyna się od dykcji!
Fonetyczne grzechy główne Polaka zazwyczaj są, niestety, objawem nawykowego lenistwa własnego aparatu mowy: mamrotanie lub wrzaskliwość, zjadanie dźwięków, płaska modulacja, nieprzyjemny tembr głosu, protezy dźwiękowe typu „yyyyy…”, „eeeee…” czy ni stąd ni zowąd na modłę angielską w wersji nadwiślańskiej „aj-em”…
Jesteśmy aktorami w teatrze codziennego mówienia, dbajmy więc o publiczność, bo wypowiadając się na głos, zwracamy się do słuchaczy, a komunikacja zaczyna się od dążenia do kontaktu.
Mistrz mowy i sztuki aktorskiej – Gustaw Holoubek – dowcipnie zdiagnozował, że bywają „pierwszorzędni artyści”, czyli tacy, których usłyszeć można, siedząc blisko, w pierwszym rzędzie, bo w dalszych to już ich zrozumieć się nie da… Gdy dbałości o wymowę brakuje, to i fraza, godna szekspirowskiego Hamleta: „słowa, słowa, słowa” może wybrzmieć nadspodziewanie surrealistycznie jako wyznanie godne ornitologa: „sowa, sowa, sowa”.
Słowa znaczą i brzmią, a niekiedy najpierw brzmią a dalej znaczą. Fonia jest tak samo ważna jak treść mowy. Nie trzeba być poetą, by umieć korzystać z melodii polszczyzny, czerpać przyjemność i pożytek, choćby gimnastykując język w łamańcach, powinowatych eufonii (instrumentacji głoskowej) o chrząszczu brzmiącym w Szczebrzeszynie, np.: „i cóż, że ze Szwecji”, „rewolwer leży na kaloryferze”, „w czasie suszy szosa sucha”…
Przykładowo – praktyczna lekcja fonetyki w literackim wykonaniu:przedni, „syczący” żart fonetyczny Ludwika Jerzego Kerna (utwór w głośnym czytaniu stanowi niemałe wyzwanie dykcyjne!) oraz ekstremalna muzyczność wiersza „Słopiewnie” Juliana Tuwima (poetycki tekst crescendo brzmi polszczyzną, że aż znaczenia chyżo skrywają się w neologizmach i archaizmach!).
Zachęcam do przeczytania poetyckich cytatów na głos!
LUDWIK JERZY KERN „WIERSZ, W KTÓRYM SYCZY PRZEZ CAŁY CZAS” (frag.)
Szczepan Szczygieł z Grzmiących Bystrzyc
przed chrzcinami chciał się przystrzyc.
Sam się strzyc nie przywykł wszakże,
więc do szwagra skoczył: „Szwagrze!
Szwagrze, ostrzyż mnie choć krzynę,
Gdyż mam chrzciny za godzinę”. ” […]
JULIAN TUWIM „SŁOWISIEŃ” (frag.)
W białodrzewiu jaśnie dźni słoneczko,
Miodzie złoci białopałem żyśnie,
Drzewia pełni pszczelą i pasieczną,
A przez liście kraśnie pęk słowiśnie. […]
Onufry Kopczyński (1735 -1817): „Mowa jest powszechnym u ludzi znakiem myśli”. Warto przypomnieć tego autora pierwszego podręcznika polskiej gramatyki i twórcę terminologii gramatycznej w języku ojczystym. Kopczyński był językoznawcą, pedagogiem i poetą, jednym z wielkich humanistycznych umysłów polskiego Oświecenia.
Komisja Edukacji Narodowej powołała Towarzystwo do Ksiąg Elementarnych (1775–1792), które zajmowało się opracowywaniem programów nauczania i podręczników. Wedle ówczesnych światłych założeń absolwent nowoczesnej szkoły miał stać się świadomym patriotą, zainteresowanym zdobyczami nauki i powinien w sposób sprawny posługiwać się językiem ojczystym.
Na zlecenie Towarzystwo do Ksiąg Elementarnych Onufry Kopczyński napisał „Grammatykę dla szkół narodowych” (I wydanie kolejnych części w latach 1778-1781), co zbiegło się z ważnymi reformami KEN, wprowadzającymi język polski jako język wykładowy w szkołach różnego szczebla.
„Grammatyka…” stała się podręcznikiem wielokrotnie wznawianym i powszechnie używanym aż do schyłku XIX wieku. Kilka lat Kopczyński przygotowywał się do napisania tego dzieła, m.in. studiował traktaty łacińskie [sic!] o gramatyce polskiej. Zauważył, że były niejasne i zniechęcające, bo sprowadzały naukę języka do pamięciowego wchłonięcia reguł. Aby uniknąć podobnych błędów, szukał inspiracji u filozofów i dzięki temu doszedł do wniosku, że języka nie sposób uczyć się i badać bez uwzględnienia związku z myślą, którą ma wyrażać oraz ze światem, który ma opisywać.
Jak zauważają współcześni językoznawcy – w filozofii językowej Onufrego Kopczyńskiego korespondowały ze sobą czynniki: estetyczny, normatywny, pragmatyczny, utylitarny i naturalistyczny. Gramatyka pojmowana jako zbiór zasad językowych nie była dla myśliciela oświeceniowego celem samym w sobie, ponieważ miała jeszcze do spełnienia główne funkcje: dydaktyczną, patriotyczną, naukową.
Gramatyka winna stać na straży piękna języka ojczystego, niedocenianego uprzednio przez Polaków, ma im to piękno, wynikające z naturalnej struktury polszczyzny, uświadomić. Jak stwierdził Kopczyński: „grammatyka jest porządnym zbiorem uwag nad mową ustną i pisaną, podając do tego sposoby, aby się ludzie jak najjaśniej między sobą rozumieli”.
Barbara Strączek
Nauczycielka języka polskiego
© IV LO z Oddziałami Dwujęzycznymi im. Stanisława Staszica