ESEJ NIE TYLKO O SZTUCE IKONICZNEJ

NewsyMożliwość komentowania ESEJ NIE TYLKO O SZTUCE IKONICZNEJ została wyłączona

Barbara Strączek
PATRZEĆ? OGLĄDAĆ? ZOBACZYĆ!
ESEJ NIE TYLKO O SZTUCE IKONICZNEJ
[uwaga: mniej więcej 1000 słów ϑ]

Henri Beyle, około trzydziestoletni indywidualista i poszukiwacz wrażeń, podróżując w 1817 roku po Italii, zaniemógł. Cierpiał bowiem na zawroty głowy, gorączkował, miał przyspieszony puls i kołatania serca, a nawet – jak zapisał później w pamiętnikach – odczuwał stany pomiędzy dezorientacją a halucynacją. Przyczyną niedomagań przyszłego autora powieści nie było zatrucie miejscowymi specjałami ani nawet ostry stan po strzałach Amora, czego po człowieku epoki Romantyzmu można by się spodziewać, lecz intensywne chłonięcie dzieł sztuki w zagęszczonej estetycznie czasoprzestrzeni Florencji, w której doświadczane „teraz” od zawsze uwikłane jest w kulturowe „wczoraj”.

Stendhal przeżywał intensywnie spotkanie z mnogością arcydzieł i … przeżył. W samej Galerii Uffizi zobaczyć można – tak jak Stendhal dwa stulecia wstecz – obrazy gigantów malarstwa: Botticelli i Giotto sąsiadują z Tycjanem a Leonardo da Vinci z Rafaelem…

„Chorobę florencką” zintensyfikowało u przyszłego pisarza (Stendhal to pseudonim literacki H. Beyle’a) zobaczenie grobu wielkiego Dantego i ujrzenie rzeźby „Dawid” mistrzowskiego dłuta Michała Anioła, nie mówiąc już o niezwykłej architekturze miasta, której reprezentacją są majstersztyki proporcji obiektów sakralnych i cuda budowli świeckich, m.in. sam gmach Uffizi, budowany w 2 połowie XVI wieku przez G. Vasariego pod mecenatem Medyceuszy.

Teoretycy i krytycy sztuki (w ich gronie znaleźć można i renesansowych twórców miary Leonarda czy Vasariego, i samego Stendhala, i estetyków współczesnych) definiują różne formy percepcji dzieł, a co za tym idzie – różne kategorie odbiorców. Istnieje na przykład interesująca, trójdzielna typologia: odbiorca naiwny, odbiorca przygotowany, odbiorca koneser. Pierwszy – niczym dziecko, postrzega, chłonąc instynktownie; drugi – to „dilettanti” (z j. wł.) lub „amator” (z j. łac.), czyli miłośnik dzieł, oglądający je nieprofesjonalnie, ale już przez soczewkę wiedzy, wyobrażeń i doświadczeń własnych; trzeci – wytrawny znawca i smakosz zjawisk artystycznych w najwyższym gatunku, którymi się delektuje.

Na malarstwo można popatrzeć nieco egocentrycznie – jak na lustro, by szukać własnych odbić: tego, kim „ja” jestem, co czuję i sądzę, czego potrzebuję.

Spotkanie z obrazem może być tylko?.. aż?… impulsem, który wyzwoli ruch emocji i pamięci (niczym smak ciasteczka-magdalenki u narratora powieści M. Prousta ”W poszukiwaniu straconego czasu” – t. 1 „W stronę Swanna” z 1913).

Artefakt, oglądany i „czytany”, nie tylko głębinowo przez konesera, lecz przez każdego, nawet mimochodem lub z obowiązku (… bo trzeba by, a nawet wypadałoby poznać, skoro to kanon kulturowy, skoro inni już poznali…), uruchamia u odbiorcy myśli, jakie decydują o dalszym rozumieniu egzystencji. Ten wątek chętnie podejmuje literatura. Niespieszny przechodzień („flaneur” – z j. fr.) spotyka na swej drodze np.: obraz, rzeźbę, utwór literacki i dzieje się…
Literackie „dziecię wieku”, idealista Kordian, peregrynuje po Europie końca lat 20 XIX w. Ten ówczesny „nowy świat”, dekadę po klęsce Bonapartego i po Kongresie Wiedeńskim, później zdiagnozują francuscy genialni wynalazcy powieści realistycznej, czyli pospołu: Stendhal („Czerwone i czarne”, 1831) i Honoré de Balzac (cykl powieści współczesnych z tytułem całości, aluzyjnym do „Boskiej komedii” Dantego – „Komedia ludzka” z lat ok. 1830-1850).
Notabene: w kulturalnych salonach lat 20, 30 i 40 XIX stulecia brylowało międzynarodowe, wielostylowe towarzystwo artystyczne literatów, malarzy, kompozytorów i wirtuozów: polsko-francuski Szopen-Chopin, polsko-litewski Mickiewicz, francusko-europejski Balzac, francusko-„włoski” Stendhal, węgiersko-austriacko-europejski Liszt, saksońsko-niemiecki Schumann, francuski Delacroix… Coraz dojrzalsi romantycy przeczuwali zmierzch własnej epoki i spotykali się z realistami, zwiastującymi okres pozytywistyczny.

A tytułowy bohater polskiego dramatu romantycznego z 1834 r. – pióra genialnego dandysa literatury europejskiej Juliusza Słowackiego – będzie zderzał się z regułami rzeczywistości już burżuazyjnej i już kapitalistycznej. Kordian, czytający na skałach w Dover, przerwie lekturę Szekspirowskiego „Króla Leara” słowami: „próżno myśli geniuszu cały świat pozłaca, na każdym szczeblu rzeczywistość czeka…”. Kordian dowie się później od diabolicznego dozorcy londyńskiego James Parku, iż pieniądz rządzi światem. Transakcja „kupno-sprzedaż” dotyczyć ma tak samo chociażby: miejsca w parlamencie, miejsca pochówku w panteonie wybitnych, a sława i upadek zależy najczęściej od masowego głosu manipulowanego pospólstwa.
Stracone złudzenia, skądinąd też formuła tytułu Balzakowskiej powieści, to definicja doświadczeń Kordiana, którego polski dramaturg pokaże w finale aktu II na szczycie Mont Blanc. Ale romantyczny Polak i tym razem nie podda się i pójdzie za Wielką Ideą.
Wielka spowiedź poturbowanego światem romantyka – „posągu człowieka” na „posągu świata” – dzieje się w scenografii, będącej projekcją arcyromantycznego płótna C. D. Friedricha z 1818:

„Wędrowiec nad morzem mgły”.
W świecie roku 1819, opartym na cennikach, porusza się literacki „kuzyn” panicza Kordiana, niejaki Eugeniusz Rastignac, pierwszoplanowa postać utworu z 1835 – „Ojciec Goriot” H. Balzaka. Młody prowincjusz, jeszcze szczery i uczciwy, trafia na studia do stolicy czasów gwałtownych transformacji społeczno-ekonomicznych, gdzie dawne wartości już się dezaktualizują, a nowe ideały nie wykrystalizowały się. Natura nie znosi próżni, więc pustkę ideową ludzie wypełnią bezwzględną pogonią za pieniądzem i karierą. W finale powieści Balzak pokaże Rastignaca, patrzącego z wysokości – jak romantycy – na świat, którym dla ambitnego studenta był Paryż. Eugeniusz rzuci miastu-światu rewolucyjne: „teraz my się spróbujemy”, a narrator ironicznie dopowie, że młodzieniec, rzuciwszy takie wyzwanie, „poszedł na obiad” do salonu ustosunkowanej i nudzącej się w małżeństwie pani de Nucingen.

W nowoczesnym świecie wszystkie drogi widać prowadzą już nie do Rzymu. Główna postać powieści Stefana Żeromskiego z końca XIX w. (dosłownie fin de siècle, bo I wyd. „Ludzi bezdomnych” w 1900) – młody doktor Tomasz Judym, człowiek awansu społecznego, snuje się po Paryżu La Belle Époque i kieruje się jak inni turyści do muzeów.
Co prawda, „syndromu florenckiego” à la Stendhal modernistyczny bohater literacki nie zazna, ale przetasuje swoje życie, zdobywając się na refleks myśli i idei, odbitych się od eksponatów, zobaczonych na własne oczy: antycznej rzeźby Wenus z Milo i nowego wówczas obrazu „Biedny rybak” (P.P. de Chavannes stworzył to płótno olejne w 1881).

Otóż to: zobaczyć na własne oczy!

Dzieła sztuki od przeszło stulecia, za sprawą coraz doskonalszych kopii i reprodukcji, trafiają pod strzechy. Mickiewiczowskie marzenie o egalitaryzmie wielkiej sztuki, wyartykułowane w epilogu epopei, jest paradoksem. Kopia bywa „ładniejsza” i „nowsza” od oryginału, tak jak bardziej błyszczące, kolorowe są szkiełka i złotka od jubilerskich arcydzieł z kamieni i metali szlachetnych. Reprodukcja bywa „łatwiejsza” w odbiorze niż oryginał – tak jak streszczenie…

Artyści-Odbiorcy to elitarna grupa.

Patrzą w napięciu i natchnieniu, głęboko i fachowo. Podglądają innych Mistrzów, od których uczą się, biorąc wiele, by podążyć dalej własną ścieżką. Niekiedy oglądają z zazdrością dzieło Kolegi Artysty.

Niekiedy zdołają zobaczyć TO w dziełach cudzych – dokonuje się epifania: rytuał „zobaczyć” dla wtajemniczonych.

Ale na szczęście dla nas, zwyczajnych odbiorców, coś z tego „widzenia-dowiedzenia” wynika. Tylko jeszcze ten element układanki: „trzeba dojrzeć, aby dojrzeć”…
Przykładem niech będzie późny utwór Czesława Miłosza z tomu wierszy „To” (z 2000 roku), oparty na ekfrazie literackiej – tutaj nacechowanej przez Miłosza poetycką i filozoficzną reinterpretacją obrazu świetnego amerykańskiego malarza.

Zapraszam do indywidualnego: popatrzenia-obejrzenia-zobaczenia obu tekstów kultury: obrazu „Pokój hotelowy” E. Hoppera i cytowanego wiersza polskiego poety-noblisty.

„ O!
EDWARD HOPPER (1882 – 1967), ‘POKÓJ HOTELOWY’,
THYSSEN COLLECTION, LUGANO ”

O, jaki smutek nieświadomy, że jest smutkiem!
Jaka rozpacz, nieświadoma, że jest rozpaczą!

Kobieta kariery, obok jej walizki, siedzi na
łóżku, półnaga, w czerwonej halce, uczesanie jej
nienaganne, w ręku ma kartkę z cyframi.

Kim jesteś? – nikt nie zapyta, sama też nie wie.

 

pokoj-hotelowy

wedrowiec

wenus-z-milo

rybak

© IV LO z Oddziałami Dwujęzycznymi im. Stanisława Staszica

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress